
Wiadomości na temat włókna bambusowego najlepiej szukać na stronach promujących życie eko, jakichś nadopiekuńczych rodziców, szukających dla swoich dzieci wszystkiego co n-a-j-z-d-r-o-w-s-z-e, oraz po sklepach z wyrobami z tegoż włókna. Oni wszyscy najlepiej wyjaśnią, w czym dzieło.
No, to do brzegu:
Jak sama nazwa wskazuje, włókno bambusowe wytwarza się z rośliny i tu uwaga, niespodzianka: bambusa właśnie! Bambus pochodzi co prawda z dalekich, gęstych lasów dalekowschodnich, ale od niedawna jego mniejsze lub większe uprawy na potrzeby przemysłu tekstylnego zawitały także do Europy. Rośnie to-to w niewyobrażalnym tempie i ma osiągi w tym zakresie nieraz i do 40tu metrów wysokości!
Z ciekawostek botaniczno-ekologicznych wydłubałam kilka informacji. Między innymi taką, że w przeciwieństwie do bawełny, bambus nie potrzebuje jakichś strasznych ilości wody, żeby tak urosnąć. Zadowala się około jedną trzecią tego, czego wymaga bawełna. Jest więc się o co bić, tym bardziej, że jest o wiele bardziej odporny na ataki rozmaitych nieprzyjemnych szkodników. Może więc być uprawiany bez używania tych wszystkich szkodliwych substancji, którymi bawełnę się wręcz zalewa.
I ostatnia, nie mniej ważna informacja: plantacje bambusa potrzebują także o wiele mniej powierzchni na uprawę. Można powiedzieć, że zadowalają się przestrzenią na wysokość.
Znaczy się zdrowa, ekologiczna, łatwa w uprawie i w sumie bezkonfliktowa roślinka.
Bambus jest jednocześnie wytrzymały, trudno go złamać. Ściąć też niełatwo. Z drugiej jednakże strony jest elastyczny, w sensie, że się ugina i modeluje i dzięki takim wlaściwościom ma zastosowanie w wielu dziedzinach. Nas interesuje ta tekstylna.
Włokno bambusowe jest pochodzenia roślinnego, i jest zaliczane do włókien wiskozowych. Ale co to tak naprawdę znaczy? I jak je się otrzymuje?
Nie będę się zgłębiać w mądrości chemiczne, bo te sobie zostawię na inne włókna sztuczne i syntetyczne, gdzie tej chemi jest wystarczająco dużo. Tu tylko wspomnę, że włókno jest pozyskiwane przy zastosowaniu rozpuszczalników chemicznych. I tu uwaga z gwiazdką: właśnie ze względu ta te substancje chemiczne,warto jest się interesować, czy przędza, którą kupujemy pochodzi ze żródeł, którym naprawdę leży na sercu dobro planety; powinny stosować metody nie zanieczyszczające środowiska i legitymować się odpowiednimi certyfikatami.
Jako alternatywa dla traktowania bambusa chemią, istnieje jeszcze metoda pozyskiwania włókna stuprocentowo mechaniczna, polegająca na rozdrobnieniu zdrewniałych fragmentów rośliny i zanurzeniu ich w kąpieli z naturalnych enzymów. I te enzymy przekształcają organiczne pozostałości bambusa w półpłynną papkę, z której pochodzi produkt końcowy ,czasami zwany lnem bambusowym.
Chemia kosztuje mniej niż ta zabawa z enzymami, ale niszczy środowisko.
Wybór jest jak zwykle nasz – klienta końcowego.
Dobra, a jakie to jest to włókno bambusowe, skoro takie fajniusie w produkcji?
Jest przede wszystkim miłe w dotyku, przewiewne, a wilgoć pochłania znacznie lepiej niż bawełna! Potrafi ochronić naszą skórę przed szkodliwymi promieniami ultrafioletowymi i ma nawet właściwości bakteriobójcze!
Przędza bambusowa jest lekko błyszcząca i elastyczna. I to elastyczna do tego stopnia, że ciuchy wyprodukowane ze stuprocentowej przędzy bambusowej, wcale nie potrzebują dodatku żadnych elastycznych syntetyków, żeby się ladnie ciągnąć!
I jako wisienka na torcie dodatkowa informacja: bambus jest biodegradowalny. Zniszczony ciuch bambusowy można zakopać w ogródku i po jakimś czasie już go nie będzie!
Jako prywatę powiem, że mam skarpetki bambusowe. Rzeczywiście, rzadki komfort noszenia! Chociaż nie grzeją tak jak bym tego sobie życzyła. Nie można mieć wszystkiego! Ale przynajmniej nogi tak nie walą po wyjęciu z buta…
A jak to prać? Bo skoro skarpetki, to mimo że nie walą, to jednakowoż warto by było od czasu do czasu odświeżyć…
Okazuje się, że można ręcznie, ale wykotłowane w pralce też dają radę. Nie tracą fasonu. Chociaż pan rzemieślnik, co mi je sprzedawał, uczulił mnie na uważne czytanie etykietki za każdym razem, jak nabywacie czy to przędzę, czy gotowy wyrób. Najlepiej mi wychodzi na 30 stopni, bez bardzo silnego wirowania.
W pranie ręczne staram się nie bawić nigdy i pod tym kątem dobieram swoją garderobę: żeby wszystko, co mam, dało się bezproblemowo wkitrasić do pralki. Wiem. Jestem leń. Ale mam bardziej wiekopomne czynności do wykonania w domu, niż uważne pranie delikatnych ciuchów.
Al dla tych, co nie maja wstrętu do prania ręcznego, mam informację, że ręcznie włókno bambusowe pierze się w misce z ciepłą (nie gorącą!) wodą, z odrobiną płynu do prania rzeczy delikatnych. Należy to pozostawić zamoczone na 15 minut, potem pomiętosić delikatnie, bez tarcia i szorowania, po czym wypłukać pod bieżącą, zimną wodą.
Suszyć należy rozłożone na płasko, bo może się pod własnym ciężarem zdeformować. Skarpetki są małe, to wieszam zwyczajnie, przyczepiając klamerkami od strony placów.
NIE jest zalecane używanie suszarki bębnowej.
No, to na dzisiaj to tyle! Zapraszam do podzielenia się waszą wiedzą dotyczącą włókna bambusowego. Jak już nie raz wspomniałam – nauki nigdy za dużo!